Szukaj na tym blogu

wtorek, 23 kwietnia 2013

O moim pływaniu słów kilka

Dzisiaj będzie historia mojej nauki pływania.
Pierwszy kontakt z wodą miałam w szkole podstawowej. Pierwsza wyprawa na basen okazała się być ostatnią ;) Pamiętam, że straciłam grunt pod nogami, zaczęłam się topić, łykać wodę i ogólnie totalna panika. Jakoś się "odratowałam", ale powiedziałam nigdy więcej. Ten niewinny incydent zaprocentował lękiem przed wodą na dobre kilkanaście lat. Oczywiście w między czasie było kilka wypraw nad wodę czy na basen i nie udolne próby nauczenia mnie pływać, czy to przez mojego wujka czy przez znajome. Byłam jednak oporna, bo cały czas się bałam. Dlatego moczyłam się tylko ostrożnie w wodzie po pas, cały czas będąc czujna i zestresowana. Jakiś rok temu, może więcej przyszło mi do głowy, że może jednak da się coś w tej kwestii zrobić? Może mogłabym spróbować? Myśl nieśmiało dojrzewała w mojej głowie, aż doprowadziło do pierwszej "profesjonalnej" nauki pływania. Od razu wiedziałam, że jedyną słuszną opcją dla mnie będzie wybranie indywidualnych zajęć. Pełna obaw umówiłam się więc na pierwszą lekcję, na którą szłam z duszą na ramieniu i na szybko zakupionym czepkiem. Moją nauczycielką okazała się być młoda dziewczyna, młodsza ode mnie, która od dziecka trenuje pływanie, nauczyła wiele osób pływać, jednak nie była profesjonalnym instruktorem czy ratownikiem. Na początku uczyłyśmy się wydechów do wody, nie miałam z tym większych problemów. Schody zaczęły się kiedy miałam się położyć na wodzie. Nie porafiłam się przełamać, żeby oderwać się od dna i pokonać opór wody zmieniając pozycję z pionowej na poziomą. Dlatego kilka godzin było usilnym przekonywaniem mnie, że woda mnie uniesie i nic mi się nie stanie. Bezskutecznie. Zrezygnowałam po kilku zajęciach z przeświadczeniem, że "nie każdy musi umieć pływać".
Teraz widzę, że główną rolę, nikogo nie obrażając, był mały "profesjonalizm" mojej trenerki, która "motywowała" mnie słowami: "każdego nauczyłam pływać, więc jak się nie uda to będzie to moja pierwsza porażka". 

Potem przez długi czas nawet do głowy mi nie przychodziło, żeby spróbować jeszcze raz.
Usprawiedliwiałam się słowami:" "przecież próbowałam, nie udało się, trudno
Aż przyszedł Sylwester, postanowienia noworoczne i jedno z nich "nauczę się pływać"!
Znowu zaczęłam przeglądać ogłoszenia, trafiłam na jedno, które szczególnie mnie zainteresowało, więc na nie odpowiedziało. Tym razem mój instruktor miał być facetem.
Pierwsza lekcja odbyła się dokładnie 4.03.2013, więc jak widać od postanowienia do realizacji trochę minęło. Znowu poszłam pełna obaw, ale zupełnie niepotrzebnie! Od razu Pan M. wydał mi się godny zaufania no i był przystojny, co trochę uprzyjemniło mi moje lekcje :)
Zaczęliśmy od podstawy podstaw, potem ćwiczenia z makaronem, z deską, na plecach, "strzałką".
Bałam się, że po pierwszej lekcji się zniechęce, a było wręcz przeciwnie.
Od tej pory chodzę na lekcje co tydzień, poniedziałki bądz wtorki o 8, to jest ten czas, w którym nieustannie walczę ze swoimi słabościami. Za mną 6 (albo 7) lekcji i już widzę postępy! Strach przed wodą nadal jest, ale o wiele mniejszy niż na początku. Zaufałam instruktorowi, staram się też ufać wodzie, a przede wszystkim ufam sobie. Zmieniłam też nastawienie i to chyba jest klucz do sukcesu.
Teraz już wiem, że nauczę się pływać, choćby nie wiem co. 
Udowodnie sobie, że jak chce to potrafię, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Zaczynałam od poziomu -1, a teraz jestem gdzieś na 5 (w skali 10- stopniowej). Nadal wiele rzeczy sprawia mi trudność, ale przede wszystkim jest to kwestia moich ograniczeń w głowie. Jednak jestem z siebie bardzo dumna, bo widzę postęp, instruktor też to widzi, więc jestem na dobrej drodze.

Myślę, że napisze tu jeszcze o moich postępach, o efektach i innych rzeczach związanych z pływaniem.
Pozdrawiam!

piątek, 12 kwietnia 2013

Projekt kwiecień

Witam serdecznie!
Czy robicie sobie jakieś postanowienia? I nie chodzi mi teraz o postanowienia noworoczne, tylko małe cele, które sobie wyznaczamy i do których dążymy.
Moim celem na kwiecień są codzienne ćwiczenia.

Mamy 12.04 i póki co udaje mi się wypełniać plan prawie w 100 %.
Poniżej aktywności, które już za mną.

1.04.2013 - 10 min abs z MelB + 10 min legs MelB + streching
2.04.2013 - nic :(
3.04.2013 - 1 h basenu
4.04.2013 - trening obwodowy na siłowni (ręce + brzuch) (H)
5.04.2013 - 10 min abs MelB
6.04.2013 - bieżnia 15 min + 40 min treningu na ręce (H)
7.04.2013 - godzina treningu obwodowego (TRX + kettlbell) (H)
8.04.2013 - 1 dzień wyzwania squatów
9.04.2013 - godzina treningu - samoobrona + 2 dzień squatów (H)
10.04.2013 - 1 h zajęć XCO (uwielbiam! dają niezły wycisk) + 3 dzień squats + deska (H)
11.04.2013 - 1 h zajęć kettlbell + brzuch (również niezły wycisk, ćwiczyłam z kettlami 6 i 8 kg, a nie jak zwykle z 4 i było ciężko, ale dałam radę (H)


Czyli 10/11 dni treningowych. Z czego 6 oznaczonych jako Hard, czyli bardziej intensywnych. Bardziej lubię takie dające w kość treningi, jednak trzeba słuchać swojego organizmu i czasem dać mu oddychnąć. Tak samo jak po intensywnym treningu siłowym trzeba dać czas na regeneracje swoim mięśniom. 
W najbliższych dniach chcę kontynuować wyzwanie przysiadowe oraz wykonywać codziennie deskę (plank) oraz zwiększyć ilość treningów siłowych, conajmniej 3 razy w tygodniu. Uzupełniać je będę treningami areobowymi czyli w moim przypadku basenem, samoobroną albo zajęciami fitness typu Zumba, Bokwa. Chciałabym też raz w tygodniu chodzić na zajęcia typu Zdrowy Kręgosłup, żeby zadbać też o moje plecy. Czyli jak widzicie plan ambitny, ale jak najbardziej realny. W następnym wpisie napiszę dlaczego wymyśliłam sobie to wyzwanie i jak mi idzie.
 Trzymajcie kciuki!